sobota, 13 listopada 2010

3 dni w skórcie

Z milion lat mnie tu nie było, przez ten czas dużo udało się zdziałać - zarąbiste tosty, 28 zacięć opróżnić kilka butelek. A wszystko poniżej bliżej przedstawione:










A odnośnie tostów - grzyby, oliwki, ogórki kiszone, ser, perfect combination!



Muszę się w końcu rozbudzić i z powrotem więcej pisać.

niedziela, 7 listopada 2010

Szach mat

Zajęcia, zajęcia, zajęcia. A na nich coś o pracy dyplomowej, trochę z historii kina i rozmowy o detalach. Wracając do domu miałem w głowie idealny wpis na bloga. Uciekł, najprawdopodobniej bezpowrotnie. Zbytnio przejąłem się (z dawna oczekiwaną) partią szachową. Kornel vs Jacek. Ledwo co udało mu się wygrać, powybijaliśmy sobie wszystko. Partia bardzo emocjonująca, jak na szachy, co krok któryś z nas zastawiał stu ruchowe pułapki, co chwila spadały figury i pionki. I nagle została prawie pusta plansza. Mój król upadał przy dźwiękach don't explain. Tak się złożyło, że rozmawiałem też dzisiaj z jedną z odtwórczyń tego arcydzieła.

Zapraszam do słuchania:
http://www.myspace.com/soczewka/music/songs/don-t-explain-piano-kamil-bara-ski-57608161

Don't explain, emocje w powietrzu, burza w mózgu, walka o przetrwanie i trach. W końcu mój król upada. Pokonany przez dwa ostatnie pionki - czarną parę królewską. Don't explain. Chwile przed partią obiecałem Patrycji coś wyjaśnić. Wyjaśnienia poniżej:



Odnośnie mojego statusu związku na facebooku, moje zaręczyny odbyły się szybko i bez bólu. Wystarczyło wejść w ustawienia profilowe i co nieco pozmieniać. Dla tak zwanej draki. Niestety, a może na szczęście nie zamierzam na razie wstąpić w związek małżeński. Fajnie, że to zauważyłaś, ale wyżej opisana zmiana nastąpiła jeszcze w wakacje, potem totalnie o wszystkim zapomniałem. Jakby co zawsze możemy zaręczyć się ze sobą, mi twoja ręka nawet będzie na rękę. A jak już tak piszę i piszę do Ciebie, to nie mógłbym zapomnieć o obiecanych pozdrowieniach! Najlepsza dziewczyno z egzaminów wstępnych na wokal Jazzowy w Katowicach. Z tego oto miejsca, gdzie jest na oknie flaga Anglii, a pod nim materac z kilkoma kołdrami, tam gdzie z szafy wystają ciuchy, a zarazem jest pokój z którego piszę. Pozdrawiam!



Podczas przerwy między zajęciami, szybki i niekonkretny film:







Idę pisać coś bardziej ambitniejszego.

W rozsypce

Postanowiłem zachować się jak rasowy dziennikarz, stąd taki tytuł (osobą o słabych nerwach proponuję opuścić kilka linijek tekstu) jak to się mówi - tytuł ni w pizdę ni w oko nie pasujący do reszty. Wedle naszych źródeł prasowych Kornel w tej chwili jest w stanie proporcjonalnie odwrotnym do rozsypki. Nawet nie boję się określić, że trzyma się kupy i jego nastrój jest o niebo lepszy, niżeli w jakimkolwiek listopadzie do tej pory!



Filmu dziś nie będzie, byłem na zajęciach, a potem w pracy. Tam życie działa inaczej.



Za to kilka smaczków ze statystyk mojego bloga.

1. Ten chyba najgorszy - najczęstsze frazy przy wyszukiwaniu mojego bloga, jakie padły w googlach to "światowy dzień obciągania", na drugim miejscu jest "Kornel Danielewicz". Co wy? Jak wy szukaliście tego zapomnianego przez boga miejsca? Na Facebooka wrzucam linki, a tu coś takiego!

2. Wejść z Polski - 935; z Wielkiej Brytanii - 44; ze Stanów Zjednoczonych - 35 (!!??); z Holandii - 6; z Australii - 2; z Kanady - 1.
Ok. Polska, GB, Holandia, Australia to jeszcze wiem kto mógł, ale Stany i Kanada? Cieszy mnie jak moje przedsięwzięcie się rozprzestrzenia, ale Stany i Kanada???

3. Tutaj muszę pochwalić najczęściej używana przeglądarka to Firefox 82%, IE na 3 miejscu z 6%.

4. System operacyjny - proste, że pierwsze miejsce Windows 92%. ale prawie 4% zebrał Unix, poniżej 1% Mac.

5. Piąte i ostatnie. Najczęściej wyświetlany post: http://danielewiczkornel.blogspot.com/2010/10/spisali-mnie.html

sobota, 6 listopada 2010

Siedemnastego listopada

Jadę do Łodzi! Grupa studentów z naszej szkoły została wytypowana na jakiś tam festiwal (ignorant ze mnie) pobyt potrwa trzy dni. Przejazd i zakwaterowanie zostaje zwrócone, więc czemu nie? Informacja ta rozpromieniła mą skromną osobę na cały dzień. Nawet w pracy poszło lepiej niż zwykle. A przed pracą:








Jakby tak podliczyć dzisiejszy dzień - był na tyle nudny, że nawet zrobiłem porządek w pokoju. Znalazłem kilka skarpetek, jakieś majtki za materacem i dużo papierów, oraz innych śmieci. Bez muzyki porządki robi się beznadziejnie, ale za to łatwiej wymyślać głupoty. "Jakbym musiał stracić kończynę, to jaką bym wybrał?". Odpowiedź nie jest trudna i od razu ciśnie się na usta. Za bardzo jestem przywiązany do wszystkich, nawet do małego palca u lewej stopy, żeby go tracić. Mój wybór padł na głowę. Całe przejmowanie się odejdzie w niepamięć, ot co.
UWAGA! Jeżeli ten tekst zainspirował Cię do pozbawiania mnie czegokolwiek, mimo wszystko szczerze odradzam!




Trochę Lennona w tym jest:
http://www.youtube.com/watch?v=i1WeH9fC_KI

piątek, 5 listopada 2010

Proroctwa

Od dawien dawna, nie wstałem o 9:30. Zazwyczaj gdy mnie cokolwiek budzi o tak nieludzkiej porze, kładę się z powrotem spać. Tym razem nie udało się. Ekscytacja, która bez wątpienia mnie dopadła pozwoliła tylko na rozpoczęcie egzystencji. Co się stało w takim razie? Ani to nie były te dwie piękne czarnoskóre modelki, przy których się obudziłem, ani tygrys w łazience, nie zdziwiło mnie też gdy spojrzałem przez okno i zobaczyłem skoczka lecącego z dachu. To było coś mocniejszego, do tej pory myślałem, że nic mnie nie zaskoczy, a jednak. Zadzwonił telefon, o tak wczesnych godzinach rannych bardzo rzadko kuszę się by odebrać. Czy to diabeł, czy też coś innego podpowiedziało - naciśnij ten guzik i powiedz halo (to chyba była jedna z czarnoskórych, chyba ta po prawej). Uczyniłem ten obłędny gest. W tym samym momencie świat nagle nabrał ciekawszych barw, kiedy to zaproponowano mi pokaz, czy też jak tego nie nazwać. 27 listopada ma się coś gdzieś dziać, a ja mam tam wysłać swoje zdjęcia bo chcą je widzieć w wersji papierowej. Jest jeden haczyk, temat - Listopad wszystko co mi się kojarzy. Miła pani zza telefonu powiedziała, że jeżeli nie będę miał nic takiego to nawet wiersze mógłbym przeczytać, jakieś jeśli piszę to swoje, jeśli nie no to cudze, aby było Artystycznie. No to będzie, I hope.


A teraz się muszę pochwalić moim nowym bejbe. Właśnie przemierza Polskę w jakiejś paczce:


http://allegro.pl/kamera-cyfrowa-hd-z-ekranem-dotyk-lcd-3-60fps-howe-i1288520959.html


Jak to mama stwierdziła - jest to prezent od niej dla mnie na urodziny, dzień dziecka, imieniny, dzień chłopaka, mikołajki i gwiazdkę. Teraz to dopiero się zacznie. Takie filmy jak ten na dole odejdą w zapomnienie, a zacznie powstawać coś ładniejszego.







Ania użyła swego daru przepowiadania przyszłości. Przewidziała, że Listopad będzie miesiącem zmian na lepsze. W końcu ten rok ma stać się trochę łatwiejszy w odbiorze. Mamy dopiero początek miesiąca, a już jest lepiej!



Wichura zdemolowała mi płaszcz i włosy. Coś czuję, że zaraz wysadzi mi okno.

czwartek, 4 listopada 2010

Nie mam pojęcia jaki tytuł strzelić

Udało mi się w końcu zgrać film, zdobyłem czytnik. Pierwszy film złożony na komputerze - z powrotu do Skarżyska. Jest w nim wszystko co zapisałem sobie w mym wspaniałym notesie z okładką Hello Kitty. Morelowy wschód, chociaż wyglądał o wiele lepiej niżeli to co zostało uwiecznione; wielokrotne odbicia, najlepsze były kopie tymczasowych współlokatorów zamieszkujących przedział. Mam nadzieję, że udało mi się oddać istny salon figur woskowych, film poniżej. Zachwalony idealnie, zobaczymy jak odebrany... w końcu tylko przekrzywiony telefon służył za nośnik.







Odebrałem pierwszą wypłatę, całe 56 zł i ani grosza mniej. Hurra! Idealna cena za alkohol na pierwszą i ostatnią noc z pierwszą wypłatą. Powtórzenia nie są przypadkowe.

środa, 3 listopada 2010

Przedział pełen sław

Święta, święta i po świętach. Najedzony wróciłem do błogiego syfu w Krakowie. Z niecierpliwością czekam na umówiony znak sygnał z empiku, chyba niedoczekanie. A co w domu Skarżyskim? To co zwykle, mama ciągle czymś zajęta, starszy brat gra na kompie, a młodszy się wygłupia:





Jak to bywa w kolejach polskich - spóźniają się i nie czekają na pasażerów nawet dwie minuty. W Kielcach miałem mieć przesiadkę na osobowy, czy jak je tam w tej chwili zwał, uciekł mi sprzed nosa. Plusem całego zamieszania jest fakt, że w Sphinksie na Sienkiewicza można kupić półtoralitrowe piwo w cenie... uwaga, uwaga... 13 zł! Jak na restaurację naprawdę porządna cena! W bardzo dobrych humorach, bo spotkałem Reuta, wsiedliśmy do następnego pociągu. Sterroryzowaliśmy śmiechem cały wagon. Szczególnie pod koniec podróży gdy to wyjąłem chleb i miły człowiek siedzący niedaleko, poczęstował nas konserwą.


Jechaliśmy w przedziale pełnym sław. Począwszy od dziewczyny podobnej do Marylina Mansona, przez inną do Olgi Frycz skończywszy na Cichopek. Już miałem podchodzić i zbierać autografy, ale coś wewnętrznego mnie powstrzymywało. A może po prostu korytarz zawalony bagażami był nie do pokonania?







Do tych co podobno czytają:

Jak widać, albo i nie, mam nową szatę graficzną. Liczę, że oczy od niej nie bolą. Jakby co to krzyczcie.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Wesołych świąt!

Noc pełna bzdur. Na pytanie kto wrobił Królika Rogera, jest tylko jedna odpowiedź, półtorej godziny z piwem w ręku i wpatrywania się w monitor.
Przy drugim piwie, dość interesująca próba wbicia się w klimaty RPG-ów. Historia pewnego orka, który to wyszedł z jaskini, ze skrzynią złota. Oddał ją w mieście w zamian za talara, lecz jakiś parszywy elf, mu go zabrał. W przypływie furii biedne stworzenie, zostało zmiażdżone kamieniem. Na szczęście, sprawiedliwość jest najważniejsza, przez co morderca został od razu pochwycony i przetransportowany do lochu. Zabił tam współwięźnia, rozwalił kraty w oknie, znalazł magiczną różdżkę i kompana kangura z rękawicami bokserskimi. Niedługo potem przeniósł się do Nowego Yorku, gdzie zachwiał czasoprzestrzeń, porywając do swojego świata, pewnego półnagiego mówcę. We trójkę, on, mówca i kangur, teleportowali się u podnóża góry. Wbiegł na szczyt, zabił maga wyrywając trzy kwiaty i wręczając mu bukiet, po czym zdobył przedmiot pierwotnego pożądania - kocioł ze złotem.
Po stosie bzdur nastąpiły kalambury.

Nieprzespana noc, minęła na podróży do Skarżyska. Pierwszy raz pociąg przyjechał punktualnie. 8:10 już jadłem śniadanie.

Nagle świst, nagle gwizd, nagle dzwonek telefonu.
- Wynajęliśmy halę, wpadniesz?
- A kto będzie?
- Wszyscy.
- Ok, będę.
Niepotrzebnie wziąłem buty starszego brata, jeden numer różnicy potrafi tak zdemolować stopy, że nawet moja mama śmieje się z tego jak teraz chodzę. Mimo wszystko warto, nic nie zastąpi meczu ze starymi znajomymi.

Kiedy dzisiaj pokracznie, przedzierałem się między nagrobkami, wyobraźnią poleciałem daleko w przód, do 2069 gdy będę miał te 80 lat, na nagrobkach szukałem znajomych nazwisk i wspomnień z nimi związanych. Ciekawy czy właśnie tak wygląda starość w wieczór pierwszego listopada?



Mam nowy film, ale nie mam jak go zgrać.

sobota, 30 października 2010

Nastąpił nagły filmów brak

„Przyjdź po Olgę, bo źle się czuje” . No to przyszedłem, witam się z tymi z którymi mam się witać. A tu burda, lecą szklanki, lecą bluzgi i koszulki. Pod knajpą nie załatwią tego, bo jeden się boi, a w środku zgrywa chojraka i niszczy wystawę barową. A tak… miałem przyjść po Olę, lecz jej nie ma. Wedle zeznań rudej świadczyni, śwadomówki, świadkowej (?) wyszła już do domu. Szkoda, omija mnie impreza i wracam… chociaż może i lepiej, że omija, w końcu halloween. Do dziś nie potrafię zrozumieć, po cholerę u nas to święto? Skoro najpierw większość polaków się chwali, jacy to z nas twardziele i ile możemy wypić, a potem przebierają się i myślą, że są zabawni prosząc o cukierka. Zamiast pójść i starym, dobrym zwyczajem zorganizować dziady. Pieprzone niszczenie kultury! Ale co ja się wkurzam, podobno jako człowiek niewierzący nie powinienem. W końcu tradycja i kultura, to tylko przeszłość.
W połowie mostu Dębnickiego spotkałem Olę. Zakupy, dom. Teraz już śpi. Wróciła Ania, zostawiła na podłodze watę, zmieniła wygląd, zadzwonił telefon i wyszła zmywając paznokcie. Z dziesięcioma minutami to nie miało nic wspólnego, ale tych na dole pozostawiła w błogim przeświadczeniu swej szybkości.

Nie jest tak, że żyję tylko nocą. Za dnia też wiele potrafi się wydarzyć – pozmywałem naczynia, zrobiłem najlepszy sos z koncentratu pomidorowego jaki tylko istnieje, no i pograłem na perkusji! W nocy śnił mi się pomidor w pomarańczowych, przeciwsłonecznych okularach, doglądający plantację winogron, obudziłem się z krzykiem o 14. – Wspaniały, wyczerpujący opis całego dnia!

piątek, 29 października 2010

Aldante

Wszystko aldante jest.

Wieczorna podróż do kręgów piekła, przeprowadził nas aldante.
Pierwsze - limbo. Sokrates, Platon i Horacy, są nikim przy tych których my spotkaliśmy.
Na drugim targała nas wichura smażonego sosu.
Trzeci, nie zaznaliśmy umiaru w jedzeniu i piciu, 6 win i spaghetti zobowiązują.
Narazie skończyło się na tym jutro rano z pewnością wszyscy będziemy pływać w Kocycie.



A żeby nie było, że się obijam, dzień nie tylko na tym mi minął






Tak wiele sytuacji, wydarzyło się wartych opisania. Ale o chodzeniu dookoła stołu, po nim i jakże twórczego makijażu, nie warto wspominać.

środa, 27 października 2010

Kofeinowa kreatywność

Rozlałem się na łóżku. Jacek w kuchni strzela grafa, będzie co zjeść na obiad. Powstanie danie grafogówne. Takie tutejsze powstanie mieszkaniowe. Walka o wolność słowa przy zlewie. W końcu naczynia trzeba myć; podobno. Jego dyskryminujący postulat głosi - brudne na lewo.

Mimo, zimnego prysznicu, spaceru, oraz mocnej kawy, która sądziłem pobudzi mą kreatywność i chęć do dalszej egzystencji, jedynie wzbudziły się we mnie kolejne tiki nerwowe. Chaotycznie i energicznie uderzam w klawiaturę.

sandwich

Zapraszam do klubu Materia! Z tą ulotką w dniu dzisiejszym otrzymasz piwo za piątkę, a prócz tego, jeżeli masz obcasy, to za każdy centymetr jego dostajesz shoota wiśniówki. Nie można zapomnieć też o sex on the beach za tyle samo co piwo, czyli tylko pięć złotych. Widzę, że jesteście zainteresowani! Więc chodźcie zaprowadzę was tam.
Pierwsze dni w pracy, plusem jest, że poznałem nowy alkohol - wódka o smaku orzecha laskowego. Świetne, naprawdę świetne! Polecam - Kornel Danielewicz.

Moja mama zaczęła czytać tego bloga. Przecież nie może wiedzieć wszystkiego o mnie, wtedy to by mnie nie wpuściła do domu. Czas najwyższy zacząć cenzurę.
EEE... Nie... nie chce mi się. Pozdrawiam Cię mamo i całuję, specjalnie dla Ciebie:
http://www.youtube.com/watch?v=QqbKegB5oQA

Jakbyś nie wiedziała, to trzeba przekopiować wszystko to od http:// do końca linijki. Czyli zaznaczasz to, klikasz prawym przyciskiem myszki na kopiuj. Wklejasz go potem w pasek adresu, to ten na górze, gdzie też jest napisane http itp. Jak tam wkleisz to przekieruje Cię na inną stronę i usłyszysz w głośnikach muzykę :).


Wpis dzisiejszy mało konkretny i bez filmu, ale na miły Bóg, jestem po pracy!

sobota, 23 października 2010

Jak wyciskane zębami pomarańcze!

Socjolodzy, psycholodzy i sportowcy. Część w liczbie mnogiej, część w pojedynczej. Więcej ich mogło być w późniejszym okresie, szczególnie około godziny czwartej. Z doświadczeń tego wieczoru bez pardonu powiem, że czasem się dwoili, troili, bywało i tak, że ćwiartkowali. Od tematu, do tematu. Bar zarobił.

Podobno mój blog jest jak świeżo wyciskany sok z pomarańczy, w trzydziesto-stopniowym lipcowym dniu. Czy jakoś tak. Dzisiejszy wpis dedykuję autorowi tego tekstu, a zarazem ogłaszam konkurs. Kto odgadnie kim ów człek jest stawiam piwo. Organizatorzy i ich rodzina, oraz bliscy i dalecy przyjaciele wedle regulaminu nie mogą wziąć udziału w konkursie. Jako podpowiedź dodaję, że wilk o którym tu mowa, (jak to sam o sobie mówi) jest świetnym współlokatorem, nieformalne źródła potwierdzają to, piecze ciasta, tego źródła już nie potwierdzają i czasami ogląda seriale TVN-owskie.




A poniżej zaległe dwa filmy, z dwóch poprzednich dni. Dziś niestety padł mi telefon.



Wczorajsza Szafa:






Jeden z tych wieczorów, w którym nic nie mówisz, tylko patrzysz:







Oryginalne CV pomogło, przed chwilą sprawdziłem pocztę i... proszę do nas przyjść i ustalić godziny pracy! :)

piątek, 22 października 2010

A tymczasem w szafie

Napisałem powiedzmy opowiadanie. Totalnie spontaniczne, co usłyszałem pisząc to wkleiłem do tekstu... no oczywiście jeszcze wchodzi w to fantazja. Jutro poprawie błędy.

Rozlany drink wpłynął wprost na gazety, szklanka przeturlała się przez całą szerokość lady, spadła i rozbiła o podłogę.
- O Boże przepraszam!
- Nie szkodzi i tak go kończyłem. Ważne, że mam co jeszcze palić. – Wyciągnął papierosa, płomień rozjaśnił klimatycznie oświetlony bar.
- Jak to z nim w końcu się stało?
- Nie, nie mogę tak po prostu powiedzieć co się stało, trzeba zacząć od początku, wakacje, to były chyba wakacje.
Tak, upojne lato. Płuca rozdrażnione smołą zawieszoną w powietrzu. Multum ludzi pchających się nad wodę. Mieliśmy taki zbiornik retencyjny, zazwyczaj tylko dzieci się w nim kąpały. Tego roku było inaczej. Przepocone autobusy, przepocone ubrania, przepoceni ludzie łaknący schłodzić się w zimnej wodzie. Wieczorami paliły się ogniska i grille. Mieszkałem wtedy w kamienicy, na ostatnim piętrze, myłem w lodowatej wodzie, na obiad jadłem truskawki, a wieczorami kopciłem fajkę pozdrawiając zachodzące słońce. W mieszkaniu naprzeciwko żył on, zawsze go lubiłem. Bardzo często wydziwiał, wymyślał cuda o których nie śniło się filozofom, wszystko wokół przeistaczał. Ciągle powtarzał „lubię pamiętać wszystko na swój sposób, nawet jeśli nie miało to miejsca”. Pewnego dania, kiedy to mieliśmy razem wyskoczyć nad wodę, po wspólnym obiedzie w ogrodzie, przyszła ona. W filmach femme fatale zawsze jest w specyficzny sposób podświetlona, ona też była. Gdy tylko ją zobaczyłem od razu wiedziałem, że coś się święci. Wsiadłem wtedy do mojego wahadłowca i odleciałem. Gdybyście widzieli te wszystkie krainy, te kolory, a muzyka! Nie miała sobie równych. Po powrocie do domu okazało się, że wszystko jest na opak. Drzwi do góry nogami, lewa ściana po prawej stronie i moje mieszkanie gdzie indziej. Tego ostatniego nie spostrzegłem. Jak to mam w zwyczaju wszedłem do środka, od razu pod prysznic. Gdyby nigdy nic, wszedłem w jego słuchawkę. Błądziłem ciemnymi korytarzami, kanałami. Pistolet – lugger, wyciągnąłem z kieszeni, na ścianie widniał napis KOCHAM JANKA! Musiałem się wydostać na powierzchnię, powstanie nie miało racji bytu. Więc wyszedłem z tej kapsuły, moje pierwsze kroki na księżycu nie były takie lekkie. Gdzieś w dali zobaczyłem dumnie powiewającą flagę amerykańską, a na jej tle Paton. Przez chwilę tak mi się zdawało, a to wyszedł on, ten z naprzeciwka, dałem mu mojego luggera, po czym strzelił sobie w łeb.
- Zaraz zamykamy.
- A to dobrze, ja już kończę i też się zamykam. Zerwałem się wtedy z łóżka, wybiegłem na korytarz. Niedługo potem przyjechała karetka. Czasem się zastanawiam, gdybym nie spał i go lepiej poznał. Przynajmniej jest rotacja. Mam nadzieję, że teraz zamieszka ktoś miły.





A za niedługo nowy film.

piątek, 15 października 2010

Skrót wiadomości

Tu najważniejsze wydarzenia ostatnich dni.

Jak podają nasze źródła pokój Kornela został podobno posprzątany, niestety nie udało nam się dotrzeć do sprawcą tego wydarzenia.

Rzecznik prasowy kamienicy przy ulicy zagrody podał, że drzwi od łazienki zostały naprawione. Anonimowy obserwator wydarzenia, przesłał nam amatorskie nagranie całej sytuacji. Można je zobaczyć poniżej.





Z ostatniej chwili:
Jak podaje agencja Reutera, kolczyki Ani nadal się nie znalazły. Nasz reporter udał się na miejsce zdarzenia, po przesłaniu nam fragmentu filmu niestety też zaginął. Ktokolwiek wie gdzie można go w tej chwili odnaleźć prosimy o pilny kontakt pod adresem (adres usunięty)







Piosenka na dziś: http://www.youtube.com/watch?v=Beu3ZLr-UEA

niedziela, 10 października 2010

Pokojowy dzień

Pokojowy dzień, a raczej wieczór. Skupie me wszystkie zmysły jaki posiadam, by oczyścić mój pokój ze zła zamieszkującego go.







A Jacek w kuchni gra w PESa.







Manson wspomaga przy okropnym wysiłku, można by powiedzieć, że jest jak rodzina... jesteśmy rodziną Mansona.

Domek

W chwili odstresowania wybudowaliśmy "domek" z koców i poduszek.






Kornel vs Jacek 1:1 (PES)

sobota, 9 października 2010

70-te urodziny Lennona

Jako (podobno) jego sobowtór, muszę wspomnieć o tej postaci. Fajnie śpiewał i widział się z Forrestem Gumpem.

No to tyle.

Dzieje się ostatnio sporo. Ostatnio wszystkie najgłupsze seriale TVN-owskie mam w full3D. Porwania, pobicia, zbrodnia, kara, grzech i drwina. W11, Anna Maria Wesołowska i nie mam pojęcia co tam jeszcze jest...

Wczoraj wpadł Mariusz, przyniósł obiekt mego pożądania - Nikosia D40 i się zaczęło. Wynik paru zdjęć, burzliwej dyskusji i niemoralnych propozycji jest bardzo zróżnicowany. Ważne że napisałem nowe CV, mam do niego świetne zdjęcie i jestem napalony na poniedziałkowe starcie z krakowskimi pracodawcami.





ON: Co Ci jest?
ONA: Źle się czuję, po lekach.
ON: A na co?
ONA: Na zespół policystycznych jajników.
ON: Aha, to masz ciężki okres.
ONA: Nawet nie wiesz jak bardzo.
ON: No, też tak kiedyś miałem

piątek, 8 października 2010

Wszechogarniające zmęczenie

Kilka dni temu byłem w Skarżysku, to były czasy. Jak się ucztowało i smaliło cholewki do pięknych panien, była jeszcze kwestia sąsiadów. A tu teraz, z szarości miasta do kolorowego Krakowa - ni ma porównania, bo co niby gdzie niby hmmm? Ważne, że jest perkusja, jest Ola, Ania, Jacek i Tomek nas odwiedził. Na Szymona Czekam z utęsknieniem dwukropek myślnik zamknięty nawias.







A w notesie kartka z dziennika Jotela.

środa, 6 października 2010

Ostatnia noc w domu, ostatnie godziny i już jestem w Krakowie. Samochód objuczony jak tylko się dało. Rower, perkusja, dużo jedzenia od Mamy, ciuchy, rzeczy Jacka (rower jest jego, żeby nie było.


Można by rzec, ostatnia noc. Film jednak powstał prawie, że pierwszej.





Bezpieczna i skuteczna podróż do Krakowa. Prawie się skończyło paliow






WAERTDA ŁAAA IMPRA... YAEH!!!






A Ania uświadomiła mnie, że (już wczoraj, gdy to mówiła było dzisiaj) był światowy dzień obciągania.

poniedziałek, 4 października 2010

Spisali mnie

Po pierwszej w nocy, spokojnie słucham muzyki, delektuje się nowym zdjęciem umieszczonym na Digarcie. Gdy nagle usłyszałem krzyki przed domem. Niby nic, często ludzie krzyczą wracając pijani z imprezy. Na samym początku to zbagatelizowałem, lecz gdy przez cały ten zgiełk przebiło się słowo "POMOCY!!!", otworzyłem okno, wyjrzałem. Coś się działo, ktoś kogoś szarpał. Od razu ruszyłem do drzwi, wychodząc z pokoju zobaczyłem mamę stojącą w koszuli nocnej "coś się stało? Myślałam, że to u was.", odruchowo odpowiedziałem "nic się nie dzieje". Po czym wypadłem na ulicę, brat wyskoczył za mną, krzyknąłem do niego aby zadzwonił po policję.
Wyglądało to jakby, dwie osoby próbowały podnieść trzecią. Myślę - ktoś kogoś napadł i teraz pomagają. Gdy podszedłem bliżej okazała się, że walka wciąż trwa. Dwie młode dziewczyny szarpią się ze starszą kobietą. Nie miałem pojęcia co się dzieje i tu popełniłem błąd. Ta starsza kobieta trzymała za ubrania obie dziewczyny, kazałem jej je puścić. Po czym zacząłem przepytywać o całe zajście. Wszystkie trzy przekrzykiwały się nawzajem, usłyszałem tylko jedno słowo "rozcięta głowa". Faktycznie ta starsza miała rozciętą, leciała jej krew po skroni i policzku. Zacząłem z nią rozmawiać, po czym tamte dwie postanowiły odejść, próbowałem je zatrzymać, ale nie miałem pojęcia jak. Dwie dziewczyny, wyrywają mi się... przecież nie obezwładnię kobiety. Na szczęście w tym momencie przyszedł brat, sąsiad i dwie sąsiadki. Z Kamilem (mieszka piętro wyżej), pobiegliśmy złapać te dwie. Za zakrętem zniknęły, nie trudno wywnioskować, że postanowiły ukryć się gdzieś. Odnalazłem ich kryjówkę, krzyknąłem do Kamila "chyba uciekły", po czym dość impulsywnie zacząłem pokazywać miejsce gdzie były schowane. Ja zostałem na miejscu, on poszedł od tyłu. Tu można powiedzieć kolejny błąd, bo zamiast trzymać je w tej kryjówce jak w pułapce, poszedłem do nich je złapać. Znów zaczęły się wyrywać i "uciekać". Ucieczką nie był bieg, lecz odchodzenie, gdzie za każdym razem gdy je przytrzymywaliśmy wyrywały się. Jedna zaczęła krzyczeć, że jest w ciąży. Na 90% to ściema, ale jeśli nie? Jak już wspomniałem, nie umiem unieruchomić, pobić, czy w jaki inny sposób fizycznie ubezwłasnowolnić kobietę. Wyglądało na to, że mój sąsiad też. Więc co, idziemy za nimi je powstrzymując. Niech i tak będzie, w końcu już jakieś 15 minut temu, jeśli nie wcześniej był telefon na policję. Na którą jak się okazało czekaliśmy jeszcze długo, ciężko powiedzieć ile, ale zdążyliśmy tym tempem dojść do rzeki, gdzie one "urwały się" i uciekły. Tam jeszcze czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy. Na horyzoncie pojawiła się jedna z sąsiadek, matka Kamila. Zdążyła dojść do nas. Wymieniliśmy kilka zdań i... o pojawiła się policja. Opowiedziałem o całym zdarzeniu, po czym poszedłem tam gdzie one uciekały. Pokazałem miejsce, gdzie mogły być ukryte, poszedłem sprawdziłem, wróciłem. Potem poszedł pan policjant i o dziwo, też nikogo nie znalazł tam. Sprawdziłem jeszcze kilka miejsc, tu już nikt nie poszedł za mną. Funkcjonariusze wyglądali, jakby byli bardziej oszołomieni od nas. Wypadałoby im podać melisę na uspokojenie.
Spisali moje dane, po czym wróciliśmy do domów.

niedziela, 3 października 2010

Matecious G

Wakacje powoli dobiegają końca. Jeszcze dwa dni i wracam na stare śmieci do Krakowa. Podobno czeka mnie tam kilka niespodzianek, przynajmniej zapewniali mnie o tym Szymon i Olga.

Ale puki jeszcze jestem w Sku, dwa nudne filmiki. (Ale trzęsie mi się łapa).


Na obiad wpadł Mateusz, niestety zakończenia nie dograłem, zabrakło pamięci w telefonie.





Po obiedzie wpadł Marek i we trójkę poszliśmy pofocić i popstrykać. Ależ szałowo byłoż. Czy coś ze zdjęć wyszło, się okaże.





A w głośnikach teraz HEY - unplugged

sobota, 2 października 2010

Filmowo

Jeszcze nie jestem w Krakowie, ale na szczęście Skarżyski net wydał się wyjątkowo posłuszny. Tymi krótkimi filmikami, zrzuconymi prosto z telefony uroczyście otwieram "blok filmowy" na moim blogu. Co jakiś czas będę dodawał to co "skręcę", jak na razie telefonem.


Pobudka w Skarżysku, bodajże z 28.09.2010.





A to też dom. Tym razem wieczór.





Ten podobno zabawny. Przynajmniej Michał i Aga tak twierdzą :)






A w głośnikach teraz Elfman.

czwartek, 30 września 2010

Mój brat to faszysta. Najpierw rozprawia o wielkości Stalina i słuszności jego poglądów i poczynań "Co lepiej, żeby cierpiały miliony przez 5 lat, a potem powymierały z głodu, czy też zabić ich od razu". Nie wiem czemu, ale w chwili gdy to mówił przypomniały mi się inne jego słowa "Ja 10 przykazań rozważam we swój sposób. Dajmy na to nie cudzołóż. Jak by tak pomyśleć i rozbić to zdanie, chodzi w nim o to by nie wchodzić do cudzego łoża, więc jak z dziewczyną kupimy łóżko to będzie wtedy nasze i będziemy mogli się kochać". Jego poglądy są niesamowite: "po co żyją ludzie upośledzeni psychicznie, żadnego pożytku z nich nie ma. Powinni zostać sami zdrowi". Ok. najlepiej zostawmy tylko wysokich blondynów o niebieskich oczach (jaka szkoda, że on taki nie jest).

Osobiście z kłótni o jego przekonania zrezygnowałem. Ale ostatni raz głos mojej mamy tak podniesiony, wkurzony etc. słyszałem jak jeszcze ojciec mieszkał. Na łamach tego bloga składam najszczersze wyrazy podziwu dla mojego brata, za całokształt dzisiejszego wieczoru, mało kto mógł go tak spierdolić.

A w tle: http://www.youtube.com/watch?v=8jUwhSpPTJ4&feature=related

wtorek, 28 września 2010

Wyścigówka

Po obejrzeniu zdjęć jakoś humor mi się poprawił, niedługo premiera.

Wypad z domu na kebab i spotkanie z Mateuszem. Zrobiło się sentymentalnie, szczególnie gdy zawędrowaliśmy w pobliże podstawówki. Zmiany... myślałem, że kiedyś przyjdą, ale to już przerasta pojęcie. Trawiaste boisko zamiast asfaltowego, boisko do kosza zamiast nieudanego ogródka, bieżnia na długość szkoły i jeszcze trochę tam, tam. To już nie moje Skarżysko to Skarżysko z amerykańskiego filmu, to już nie podźwięk komuny, lecz rozwijające się (przynajmniej w strukturze) miasto. Wow.

Wyścig na bieżni był krótki, przegrałem.

poniedziałek, 27 września 2010

Kolejny Film na M

Podobno Ona też czyta to co ja tu wyleję, więc dedykuję Ci to.

Pobyt w Skarżysku, po raz pierwszy nie czuję się tu jak w domu. Jestem zagubiony, na krótkich wakacjach. Po powrocie do Krakowa będzie jeszcze gorzej. Już jestem zmęczony jesienią.

Przynajmniej kilka fot zrobiłem. Zaraz trzeba będzie je przebrać.


A i Marta dała mi klapsa :)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

sequel

Czyżby powtórka z rozrywki. Znów zaczyna brakować pieniędzy, o pracy nie wspomnę. Już czuję jak doskwiera mi głód i już się z tym źle czuję. Miały być porządki w domu, ale oczywiście ich nie ma. Wstałem za późno, potem zakupy w Tesco, na cały tydzień jedzenia, po jednym posiłku. Następnie wspólny mecz z synem Saszy (jednego z robotników u nas). Mimo beznadziejnej transmisji jakoś dotrwaliśmy do końca. Powiedzmy, że od tamtej pory próbuję obejrzeć autora widmo, niestety niektóre ograniczenia są silniejsze ode mnie i od mojego internetu. Siedząc tak w burdelu, próbowałem napisać dalszą część jednego z opowiadań, ale nie daję rady. Najpierw po przeczytaniu fragmentu załamałem się nad stylem i już wiem, że reedycja tekstu to będzie pierwsze co zrobię jak go skończę i wiem, że nie mam pojęcia jak napisać scenę miłosną. Przydało by się trochę doświadczenia w tym spektrum. Najwyżej ją totalnie pominę. Jutro zdjęcia, powinienem już spać, pobudka o 8.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Biała wstążka

Teraz to na pewno już nie zasnę. Bardzo mocny dramat, przygnębiający. Mimo braku ukazania brutalności w wizualny sposób, film jest nią aż nadto przesiąknięty. Począwszy, do pastora terroryzującego swoje dzieci, przez wspomnienie gwałtu na córce doktora, kończąc na samych dzieciach wyładowujących swe frustracje na upośledzonym chłopcu, czy też na synu barona. Sytuacji tego typu jest aż za wiele, stłoczone w dwu godzinnym dziele dogłębnie wdrapują się w psychikę i samopoczucie. Włączając ten film myślałem, że jeszcze będę w stanie obejrzeć coś Bergmana. Teraz wiem, że na Bergmana będę musiał jeszcze długo poczekać. Niniejszym polecam wszystkim ten film, ale nie tym którzy mają zły nastrój, a jeszcze bardziej nie radzę jak wpadnie się w błogostan. Szarość emocji w tym wypadku będzie jak najlepszym rozwiązaniem, zapewne dlatego też film jest czarno-biały.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Sigur Ros

Uspokoiłem się. Po dość długich poszukiwaniach odnalazłem moją ulubioną piosenkę Sigur Ros.

http://www.youtube.com/watch?v=wxVCQth00AA

Teraz już mogę spokojnie położyć się spać.

środa, 14 lipca 2010

frbh - nie ma tytułu

Motyl i Skafander, oraz Requiem Mozarta wyssało ze mnie emocje. W tym wypadku pozostaje mi tylko jedno, opiszę dzisiejszy dzień bardziej w ogólnikach.
Wstałem, poszedłem, porozmawiałem, poszedłem, posiedziałem, doradziłem, wróciłem, zjadłem, obejrzałem, piszę, położę się spać - to dzisiejszy mój cały dzień.

Rano rozmowa kwalifikacyjna do "Szafy". Myślę, że wypadła w miarę dobrze, po każdej tak myślę, przynajmniej przez najbliższe dwa dni nie muszę się przejmować. Trzymam za siebie kciuki. Istnieje nawet cień szans, że będę miał dwie roboty. Pierwsza na Fenicjanek, druga na Zagrody, przy komputerze montując filmy. Eh, żyć nie umierać, niczym Jean-Dominique.
Po prawie godzinnym pobycie w Cafe Szafe, przyszła pora na sesję. Tym razem starałem się nie wpieprzać za bardzo Kubie w jego zdjęcia, chociaż i tak z pewnością go wkurzyłem. Może jego foty, nie były zbyt lotne, ale za to modelka, która przyprowadził była warta spędzenia tych kilku godzin rozświetlanych błyskiem lamp. Wynikiem tego w czwartek szykuje się sesja w obdrapanej kuchni.
Pobudka o 9, znowu.

http://www.youtube.com/watch?v=SLMLsHWKxz8

wtorek, 13 lipca 2010

Wakacje

Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem wakacji. Począwszy od pobudki, którą sprezentowali mi Szymon i Magda, rozmawiający w swoim pokoju... nie mają litości, mogli by o tak barbarzyńskich godzinach być ciszej, wstanie o 13, po 12 godzinach snu jest naprawdę bardzo ciężkie. Niedługo potem, postanowiliśmy przygotować obiad. Standardowo - ryż, kurczak i warzywa, plus bonus w postaci deseru - lody i arbuz. Wszystko przygotowane z sercem, taktem i smakiem. Przy obiedzie nie mogło zabraknąć coli. Cały posiłek został skonsumowany na świeżym powietrzu, przy muzyce Janerki płynącej przez okno pokoju Szymona. Bardzo przyjemny czas, nic nie mogło go zachwiać, ale jednak tak się stało. Totalnie zrujnowany, zburzony przez pomysł pójścia na Zakrzówek. Z przyjemnego letniego obiadu, stworzył niesamowity wakacyjny klimat. Sama podróż odbyła się bez większych ekscesów, prócz konsolidacji z Magdaleną, poprzez zdjęcie butów. Niestety, biedaczysko, przyszła do nas w szpilkach, totalnie nie zdając sobie sprawy, że wylądujemy na skałkach, a tam musiała je zdjąć. Więc wszyscy weseli i bosi dotarliśmy na naszą miejscówę.
Woda była idealna, co zmusiło nas do wykorzystania tego czasu jak najbardziej się tylko da. Skoki do wody, rzucanie się piłką i pływanie wte i we wte. Pod koniec uciekli mi gdzieś, więc pozostałem sam na skale rozmyślając o sensie życia, gdy doszedłem do konsensusu, postanowiłem do nich dołączyć. Znajdowali się na zalanym molo, gdzie siedząc na ławce, a zarazem w wodzie po kolana rozmawiali. Jak tylko tam się zjawiłem padło pytanie. "Co Ci przypomina to miejsce?". Osobiście widziałem tam Kostarykę, oni zaś Wenecję i Tajlandię. Niedługo potem powróciliśmy do naszych rzeczy. Łajzy komary zaczęły gryźć, ja miałem 5, słownie pięć nie odebranych połączeń od "asia sis sim" i wszyscy byliśmy głodni. Ten stan mógł spowodować tylko jedną nieodwracalną decyzję, powrót do domu po drodze zahaczając o sklep.
Mieszkanie niestety się nie zmieniło, ciągle jest brudne i w fazie remontu. Ale gdy rozmowa się potoczyła, a Szymon wziął gitarę bez problemy było o tym zapomnieć. Pogrążyłem się myślami w dalekiej przeszłości, kiedy to w takie dni jak ten jeździliśmy z ojcem i braćmi na działkę. Michał i tata na tandemie, a ja z marcinem na szych komunijnych góralach. W zasadzie, to bardziej Marcina był komunijny, mój tylko kupiony za pieniądze z imprezy. Po drodze zawsze zatrzymywaliśmy się przy zalewie na kilkanaście minut, w wiadomym celu. Przy wychodzeniu z wody, kombinowaliśmy jak by tu zrobić tratwę. Pomysł był zawsze jeden, połączyć ze sobą plastikowe butelki i za pomącą ich dopłynąć na wyspę. Na działce zawsze się coś działo, to zawsze były najlepsze wakacje, tylko wtedy nie myśleliśmy tak o nich. Za dnia strzelanie z łuku, gra w piłkę, chodzenie na jagody, grzyby, wyprawy do sklepu oddalonego o kilka kilometrów, czasami łowienie ryb. Wieczorem ognisko, do którego trzeba było koniecznie zdobyć ziemniaki z tajemniczego i mrocznego miejsca zwanego ziemianką. Pewnego razu, gdy z Michałem poszliśmy na tą wyprawę odkryliśmy nowy gatunek mrówek - żółte, które umiały piszczeć odwłokami, potem zawsze nas one pasjonowały i przy każdy wolnym czasie obserwowaliśmy je, zazwyczaj trwało nie za długo bo nagle któryś z nas zaczynał zabawę w berka, tu już nie było przeproś, berek i chowany to gry mojego dziećiństwa, jedna za dnia druga jak już było ciemno. Po powrocie do szopy, składziku, czy jak by nie nazwać tego miejsca gdzie spędzaliśmy noc, towarzyszyły nam rozgrywki w makao, radio - chyba trójka i czasami ojciec czytał nam coś do poduszki, najbardziej pamiętam Pachnidło, szczególnie moment gdy główny bohater został zjedzony przez otaczających go ludzi.
Dzisiaj właśnie tak pachniało, jak wieczór na działce, jutro rozmowa o pracę. Zadecyduje ona czy zostaję w Krakowie, czy wyjeżdzam do Holandii, liczę na zostanie.

środa, 30 czerwca 2010

Uno

Jeden z blogów, drugi jest schowany, bardziej w formie pamiętnika, a tu złote myśli... chociaż pewnie najwyżej powstaną miedziane.

Nie wiem czemu, ale zawsze, jak pisałem coś w formie bloga, lub pamiętnika przedstawiałem się na początku. Głupota.