środa, 14 lipca 2010

frbh - nie ma tytułu

Motyl i Skafander, oraz Requiem Mozarta wyssało ze mnie emocje. W tym wypadku pozostaje mi tylko jedno, opiszę dzisiejszy dzień bardziej w ogólnikach.
Wstałem, poszedłem, porozmawiałem, poszedłem, posiedziałem, doradziłem, wróciłem, zjadłem, obejrzałem, piszę, położę się spać - to dzisiejszy mój cały dzień.

Rano rozmowa kwalifikacyjna do "Szafy". Myślę, że wypadła w miarę dobrze, po każdej tak myślę, przynajmniej przez najbliższe dwa dni nie muszę się przejmować. Trzymam za siebie kciuki. Istnieje nawet cień szans, że będę miał dwie roboty. Pierwsza na Fenicjanek, druga na Zagrody, przy komputerze montując filmy. Eh, żyć nie umierać, niczym Jean-Dominique.
Po prawie godzinnym pobycie w Cafe Szafe, przyszła pora na sesję. Tym razem starałem się nie wpieprzać za bardzo Kubie w jego zdjęcia, chociaż i tak z pewnością go wkurzyłem. Może jego foty, nie były zbyt lotne, ale za to modelka, która przyprowadził była warta spędzenia tych kilku godzin rozświetlanych błyskiem lamp. Wynikiem tego w czwartek szykuje się sesja w obdrapanej kuchni.
Pobudka o 9, znowu.

http://www.youtube.com/watch?v=SLMLsHWKxz8