poniedziałek, 4 października 2010

Spisali mnie

Po pierwszej w nocy, spokojnie słucham muzyki, delektuje się nowym zdjęciem umieszczonym na Digarcie. Gdy nagle usłyszałem krzyki przed domem. Niby nic, często ludzie krzyczą wracając pijani z imprezy. Na samym początku to zbagatelizowałem, lecz gdy przez cały ten zgiełk przebiło się słowo "POMOCY!!!", otworzyłem okno, wyjrzałem. Coś się działo, ktoś kogoś szarpał. Od razu ruszyłem do drzwi, wychodząc z pokoju zobaczyłem mamę stojącą w koszuli nocnej "coś się stało? Myślałam, że to u was.", odruchowo odpowiedziałem "nic się nie dzieje". Po czym wypadłem na ulicę, brat wyskoczył za mną, krzyknąłem do niego aby zadzwonił po policję.
Wyglądało to jakby, dwie osoby próbowały podnieść trzecią. Myślę - ktoś kogoś napadł i teraz pomagają. Gdy podszedłem bliżej okazała się, że walka wciąż trwa. Dwie młode dziewczyny szarpią się ze starszą kobietą. Nie miałem pojęcia co się dzieje i tu popełniłem błąd. Ta starsza kobieta trzymała za ubrania obie dziewczyny, kazałem jej je puścić. Po czym zacząłem przepytywać o całe zajście. Wszystkie trzy przekrzykiwały się nawzajem, usłyszałem tylko jedno słowo "rozcięta głowa". Faktycznie ta starsza miała rozciętą, leciała jej krew po skroni i policzku. Zacząłem z nią rozmawiać, po czym tamte dwie postanowiły odejść, próbowałem je zatrzymać, ale nie miałem pojęcia jak. Dwie dziewczyny, wyrywają mi się... przecież nie obezwładnię kobiety. Na szczęście w tym momencie przyszedł brat, sąsiad i dwie sąsiadki. Z Kamilem (mieszka piętro wyżej), pobiegliśmy złapać te dwie. Za zakrętem zniknęły, nie trudno wywnioskować, że postanowiły ukryć się gdzieś. Odnalazłem ich kryjówkę, krzyknąłem do Kamila "chyba uciekły", po czym dość impulsywnie zacząłem pokazywać miejsce gdzie były schowane. Ja zostałem na miejscu, on poszedł od tyłu. Tu można powiedzieć kolejny błąd, bo zamiast trzymać je w tej kryjówce jak w pułapce, poszedłem do nich je złapać. Znów zaczęły się wyrywać i "uciekać". Ucieczką nie był bieg, lecz odchodzenie, gdzie za każdym razem gdy je przytrzymywaliśmy wyrywały się. Jedna zaczęła krzyczeć, że jest w ciąży. Na 90% to ściema, ale jeśli nie? Jak już wspomniałem, nie umiem unieruchomić, pobić, czy w jaki inny sposób fizycznie ubezwłasnowolnić kobietę. Wyglądało na to, że mój sąsiad też. Więc co, idziemy za nimi je powstrzymując. Niech i tak będzie, w końcu już jakieś 15 minut temu, jeśli nie wcześniej był telefon na policję. Na którą jak się okazało czekaliśmy jeszcze długo, ciężko powiedzieć ile, ale zdążyliśmy tym tempem dojść do rzeki, gdzie one "urwały się" i uciekły. Tam jeszcze czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy. Na horyzoncie pojawiła się jedna z sąsiadek, matka Kamila. Zdążyła dojść do nas. Wymieniliśmy kilka zdań i... o pojawiła się policja. Opowiedziałem o całym zdarzeniu, po czym poszedłem tam gdzie one uciekały. Pokazałem miejsce, gdzie mogły być ukryte, poszedłem sprawdziłem, wróciłem. Potem poszedł pan policjant i o dziwo, też nikogo nie znalazł tam. Sprawdziłem jeszcze kilka miejsc, tu już nikt nie poszedł za mną. Funkcjonariusze wyglądali, jakby byli bardziej oszołomieni od nas. Wypadałoby im podać melisę na uspokojenie.
Spisali moje dane, po czym wróciliśmy do domów.