piątek, 21 czerwca 2013

O zaoszczędzeniu 600zł, podróży do Kielc i pozbyciu się UPC.


      To ciekawe, że mój ostatni post był też z wyprawy do Kielc. Widać to miasto potrafi wzbudzić emocje godne opisania. Ale przejdźmy do rzeczy.

     Od jakiegoś czasu, czyli mniej więcej odkąd wyjechałem z Krakowa, staram się pozbyć UPC. Niestety los rzucający mi kłody pod nogi, nie chce rzucić frajera, który by zdjął ze mnie tę klątwę. Z kolei oficjalna rezygnacja łączyła by się z karą 600-set złotową. Wziąłem, więc płacę. Trudno moja głupota, nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale w końcu pewnego dnia (tak to jest jedna z tych historii), dokładnie cztery dni temu, dostałem maila. Czytam go i czytam i aż uwierzyć nie mogę. Zmieniają usługi abonenckie! Super! Już wyjaśniam dlaczego. Wedle ichniejszych przepisów mogę się pozbyć tego cholerstwa, kiedy coś zmieniają. Zwlekałem trzy dni z telefonem do nich, aż w końcu wczoraj coś mnie bodło, więc dzwonię.
     Urocza melodyjka, każą mi czekać, choć nawet nie tak długo. W końcu usłyszałem głos konsultantki Eweliny. Wypytałem o szczegóły rezygnacji. Tak, mogę. Mam na to czas do 21 czerwca. WOW, no to w porę zadzwoniłem. Zapytała, czy przełączyć z działem rezygnacji.  Jasne, czemu nie! Jak mogę to od ręki załatwić, to bomba! Podałem swoje hasło i numer abonencki, po czym znów włączyła się melodyjka. Po jakiś dziesięciu minutach odszedłem od telefonu zostawiając go na głośnomówiący. Po dwudziestu zacząłem się niepokoić, kolejne pięć później usłyszałem automat: "niestety mamy cię w dupie, ale nikt nie odbierze". Dobra, dzwonię jeszcze raz. Dział obsługi klienta i o dziwo znowu pani Ewelina! Ze smutkiem wyjaśniłem, że nikt nie chce odebrać jak do nich dzwonię. W odpowiedzi dowiedziałem się, że mogę to wszystko załatwić przez internet. BOMBA! W końcu ktoś na to wpadł! Wchodzę na ich stronę i szukam i szukam i szukam... znalazłem info odnośnie Gry o Tron, kilka spotów z Pakosińską i informacje jak wysłać do nich sprzęt przez kuriera. Niestety nigdzie formularza rezygnacji. Dobra - postanawiam - jutro (znaczy dziś, bo wczoraj postanowiłem) jadę do Kielc, tam mają najbliższy punkt obsługi. 
     Całą noc przegraliśmy z bratem, drugim bratem, dziewczyną brata i kolegą dziewczyny brata, zarazem kolegą moich braci, rzecz jasna zarazem moim kolegą w Baldura. Reasumując, jak ktoś nie nadąża, była nas piątka osób, pięć komputerów, Baldur's Gate's II no i router, pożyczony z UPC.... ale nie o tym miałem pisać.


     Ciężko było rano wstać, nie dość, że duchota, to jeszcze niewiele snu. Tak to bywa jak się człowiek wczuje w grę, a my wczuci byliśmy za bardzo. Po zabiciu czerwonego smoka i ruszeniu na Twierdzę Strażnika, po kolei padaliśmy jak te komary co nas zagryźć chciały, ale udało się je wytłuc... przynajmniej większość, część... one od ręki, my ze zmęczenia. Niedługo potem zaczęło świtać.
     Zaspany, w amoku pakuję sprzęt do plecaka, sprawdzam o której mam pociąg i teraz najważniejsze - patrzę na portfel. Hmmm... coś iskrzy w mojej głowie, ale nie wiem co... nie chyba się nie przyda, przecież i tak nie jeżdżę ze zniżkami, więc dokumenty nie potrzebne, a kasę mam w kieszeni. Idę na pociąg i chwilę potem jadę. Skwar jak cholera, ale o dziwo, w wagonie działająca klima, o większe dziwo - i to taka prawdziwa klima, a nie otwierane okna! Siadłem po stronie gdzie nie świeciło słońce, wyjąłem książkę i kilka rozdziałów później byłem w Scyzorkowej stolicy. Nadal spiekota jak cholera. Z dworca na Grunwaldzką, potem na skrzyżowaniu w Jagiellońską, po dwudziestu minutach, w pełnym skwarze dotarłem na miejsce. Paskudny budynek sprzed czterdziestu lat, przed nim rozwalony parking o szaro-płycianym podłożu. Nie ma co opisywać, każdy wie jak wygląda stary, nie odnawiany PRL-owski biurowiec. Wchodzę. 
     Niestety nie mieli klimy. W kolejce przede mną stoi dwóch dziadków i gaworzy coś o naziemnej telewizji cyfrowej. Próbują sobie wyjaśnić temat. Chwile po tym jak przyszedłem, wchodzi starsze małżeństwo, ale cóż to była za para! Ona gruba, średniego wzrostu, na głowie trwała, włosy powinny być siwe, ale są zabarwione na czarno jakąś tanią farbą. Na pulchnej twarzy, wyrażającej wieczne marudzenie, ostry makijaż, bardzo mocno i na niebiesko podkreślający oczy. Teraz jej partner. Niski, łysy i bardzo szczupły, wręcz zasuszony dziadek. Wybrał się w sprawie, więc założył ładną odświętną koszulę... zapiętą na dwa ostatnie guziki... zaraz przy rozporku jego szortów. Stał tak, trzymał w ręku siatę i świecił gołą, czerwoną klatą na której gdzieniegdzie wystawały posiwiałe włoski. Nim zostałem obsłużony do całej zgrai dołączył kolejny delikwent. Średniego wzrostu, mężczyzna w wieku produktywnym, opalony, w czapce wędkarskiej, z obleśnym wąsem, w koszulce na ramiączkach, krótkich spodenkach, sandałach no i obowiązkowo w skarpetkach! Jak jego poprzednik też trzymał siatę ze swoim dobytkiem. Po namyśle... chyba jego wąs nie był aż tak obleśny, ale jako całokształt, podsycał wrażenie. W końcu przyszła kolej na obsłużenie mnie. Uśmiechnąłem się na przywitanie, w odpowiedzi dostałem ostre spojrzenie, jak na wariata. 
- Chcę zrezygnować z państwa usług.
- Dobrze, proszę podać imię, nazwisko na kogo jest zarejestrowana usługa...(bla, bla bla, wszystkie moje dane jako klienta). Hmmm, ale pan będzie musiał zapłacić karę.
- Ale mail mi przyszedł i tam było napisane co innego, coś o zmianie usług abonenckich, czy jakoś tak...
- To czemu się pan nie powołuje od razu! Przecież można to zrobić przez internet.
- Nie mogłem znaleźć formularza na państwa stronie.
- Dobrze to poproszę o dowód osobisty.
- Nie mam przy sobie, mam jedynie umowę, numer klienta, mogę podać mój pesel i numer dowodu, ale jego samego niestety nie mam.
Tylko wzruszyła ramionami.
- Ale mogę podać przecież to wszystko!
- Niestety, bez dowodu tego nie mogę załatwić.
- Zaraz, zaraz. Więc, teoretycznie jakbym wyjął teraz laptopa i przy pani zalogował się na waszą stronę i tam wpisał te wszystkie rzeczy to wtedy zgłoszenie byłoby przyjęte?
- Tak.
- A jak podam je teraz, tu, pani, to nic z tego.
- Niestety, ale takie mamy zasady.


     Michał nie był zachwycony jak do niego zadzwoniłem. Właśnie pożegnał się z Agnieszką i miał iść dalej spać.
- Cześć brat, potrzebuję cię!
- Co jest? - Słyszę zaspany głos.
- Chcesz zjeść obiad w Kielcach, ja stawiam!
- Daj mi spokój, idę na trening.
- Bo wiesz... zapomniałem dowodu.
- Co! Pogrzało cię!
Tu następuje chwila ciszy, brat się przemieszcza do pokoju.
- Zapomniałeś całego portfela, głupi jesteś!
- To jak przyjedziesz?
- Jak mogłeś zapomnieć portfela?
- Stawiam obiad, na mój koszt!
- No dobra, o dwunastej piętnaście mam pociąg, ale posprzątasz jeszcze pokój.
Dobrze, że był na tyle zaspany, by nie wymyślić gorszych warunków. Diablo gorącą trasą wróciłem na dworzec. Rozgościłem się na ławce, wyjąłem książkę i zacząłem czytać. Po trzynastej brat był na miejscu. Z  początku jeszcze wkurzony, ale perspektywa darmowego obiadu i frytek o których marudził już od kilku dni poprawiła atmosferę. Przez upałem, tnące słońce, nad Kielcami przedarliśmy się z dworca z powrotem do punktu UPC.
A to cieszący się Michał, już w Kielcach,  na wieść o obiedzie,
 zaraz po wręczeniu mi portfela. (przyp. autora).

- Tym razem mam dowód!
Czy ja zauważyłem mały uśmiech... TAK! Uśmiechnęła się, jest git!
- A nie opłacało się panu zrobić to przez internet?
- Jestem ze Skarżyska, wie pani nie opłacało mi się wracać.
- Aha, rozumiem. - Żadnych już pytań, faktycznie zrozumiała.
Podpisałem rezygnację i już chcę wyciągnąć z plecaka sprzęt i go oddać, kiedy słyszę.
- Ale dekodery, to tylko przez kuriera.
- Nie mogę tu?
- Nie, tylko kurierem. Na pana rezygnacji jest podany numer do niego. Proszę się nie martwić to na nasz koszt.
No niestety, nie mogę oddać ich sprzętu w jednej z ich siedzib. Skoro koniecznie chcą zapłacić za przewóz , trudno, nie moja sprawa, chociaż i tak uważam, że to dziwne.


     Przepoceni, odwodnieni, ale szczęśliwi (przynajmniej ja), poszliśmy na obiecany obiad do Sphinxa. Knajpa załadowana małżeństwami i parami. Usadowiliśmy na przeciwko siebie. Brat zamówił filet z kurczaka, frytki i dużą wodę, ja spaghetti carbonara. Kelner wziął nas za duet gejów, więc wodę podał z dwoma słomkami skierowanymi jedną w brata stronę, druga w moją.
 Wracając do Skarżyska skończyłem czytać książkę.