niedziela, 11 grudnia 2011

Death Note



         Od dwóch lat brat usilnie namawiał mnie do obejrzenia mrocznego, psychologicznego anime. Jego bohater znajduje upuszczony przez jednego z bogów notes śmierci. Wpisując tam nazwiska zabija przestępców, w ten sposób chce stworzyć nowy lepszy świat w którym będzie władcą. Wszystko byłoby pięknie, ale na drodze staje mu detektyw "L". Brzmi nawet interesująco, ale co z tego jak ja nie cierpię mangi i anime. Długo biłem się ze sobą, aby to obejrzeć. W końcu ciekawość i chęć sprzeniewierzenia się jakiemuś serialowi wygrała! Wedle komentarzy na www.kreskoweczki.pl (nie warto ich czytać bo ludzie strasznie spoilerują) cały serial jest bardzo krótki jak na anime - 37 odcinków po pół godziny. Po obejrzeniu wszystkich z chęcią skróciłbym całość o połowę. Zbyt duże nagromadzenie niepotrzebnych wątków, które albo przynudzają niszcząc dramaturgię, albo są po prostu głupie. W połowie serialu twórcy posunęli się do tego stopnia, że już prawie przestałem go oglądać, gdyby nie to, że Agata postanowiła obejrzeć kilka odcinków w przód i tym samym mnie zachęcić. Dzielnie dotarłem do tragicznego końca. Teraz nastąpi krótka ocena:


MUZYKA: 9/10

Lubię zaczynać od najmocniejszego punktu, tym bardziej jeżeli jest to muzyka. Słychać w niej multum cytatów z kultury europejskiej min. z Carmina Burana, świetnie wciśnięty fragment "Requiem" Mozarta i nie mogące być nie zauważonym "Kyrie eleison". Całe to plumkanie jest idealnym tłem do rozgrywającej się akcji. W późniejszych odcinkach w intro pojawia się jedyny japoński zespół jaki znam
Ale! To muszę przyznać do 20 odcinka umierałem za każdym razem gdy serial się zaczynał i kończył. Popowa pioseneczka w mrocznej historii.


KRESKA:6/10

Do przecierpienia, czasami miała swoje wzloty. Zdecydowanie zabrakło mi oświetlenia noir.


FABUŁA: 7/10
Ma sporo mocnych i bardzo interesujących punktów, ale czasami bywa pretensjonalna, głupia. Sporo zagrywek typu: zobacz jacy bohaterowie są inteligentni, ty byś nigdy nie wpadł na takie rozwiązanie! Największa rzecz jakiej nie mogę przeżyć to zakończenie. Jeżeli to wina producenta, to jeszcze zrozumiem, gorzej jeżeli scenarzysty. Wtedy przy pierwszej sposobności wyrwałbym mu jaja. Największy plus - oryginalność, mroczny charakter i dramaturgia na wysokim poziomie. Zmyślne dialogi. Świetnie ukazane przepoczwarzanie się głównego bohatera ze zwykłego chłopaka w niezłego manipulanta i psychopatę.


Całość po obliczeniu średniej wychodzi na 7,3

Na zakończenie. Czy ktoś mi może wyjaśnić, dlaczego w mangach Azjatki zawsze mają wielkie cyce? Aż tak są niedowartościowane?